Reklama

Przyjaciółki z gimnazjum

Opowiadała mi moja znajoma, że w latach 60. znalazła się w Izraelu i często z Tel Awiwu jeździła do Jerozolimy, aby tam pochodzić do arabskich sklepów i kupić przyprawy ziołowe do gotowanych przez siebie potraw. Urocze arabskie sklepiki oferowały wspaniałe przyprawy i odpoczynek przy herbacie lub kawie gratis i miłą pogawędkę ze sprzedawcą.
Przyjaciółki z gimnazjum
Gimnazjum w Otwocku przed wojną fot: Polona

Aż pewnego dnia wszystko to przestało być bezpieczne. Za sprawą polityki i polityków. Wrogość zastąpiła miłe stosunki między ludźmi. Piszę o tym dlatego, że ostatnio sporo słuchałam wywiadów prowadzonych przez pracowników muzeum POLIN z ocalonymi z Holokaustu. Słuchałam po to, żeby zrozumieć rzeczywistość wojenną, zrozumieć motywy ratujących, ale też ten strach ściganych towarzyszący im na każdym kroku. Chciałam zrozumieć, jak to się dzieje, że miłe współistnienie sąsiadów zamienia się we wrogość. Zdumiewało mnie, że czasami zdarzało się, że z kilkunastoosobowej rodziny przetrwała tylko jedna osoba i ona mogła dać świadectwo tego co się działo w gettach. Ginęły całe rodziny polskie za pomoc i żydowskie za bycie Żydem. W przypadku, o którym chciałam tu napisać ocalała cała rodzina Kokoszków z Otwocka, a w wiele lat później pani Krystyna Dańko z domu Chłond została uhonorowana (13 grudnia 1998 r.) przez Instytut Yad Vashem, czyli Światowe Centrum Pamięci o Holokauście medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Mimo wyroków kary śmierci dla Polaków udzielających pomocy Żydom. Mimo tego, że Niemcy mordowali nie tylko tych, co pomagali, ale też ich rodziny to znajdowali się ludzie, którzy uważali, że pomoc innym jest dla nich kwestią honoru i obowiązkiem. Pani Krystyna zmarła w 2019 roku w wieku 102 lat i jest najstarszą Polką, która otrzymała „Sprawiedliwego”. Warto ją co jakiś czas wspomnieć i oddać hołd. Co czynię, bo aniołów dobroci, jakim była Krystyna Dańko coraz mniej.

Rodzina Chłondów i Kokoszków

W 1925 roku Karol Chłond figuruje w spisie pracowników magistratu w Otwocku na stanowisku dyrektora biura. Pani Krystyna córka Karola powie o ojcu, że był szanowanym człowiekiem przez społeczność Otwocka. O dobrych stosunkach polsko – żydowskich może świadczyć fakt, że katolik Karol został zaproszony na wesele córki rabina Otwocka. Krystyna opowiadała o Otwocku przed wojną: „...w ogóle było tyle Żydów, że w ogóle się o tym nie myślało, kto Żyd, kto nie Żyd. Myśmy się przyjaźniły, przecież byłyśmy razem w gimnazjum. Bardzo lubiłam ich dom. Ja mieszkałam na Sienkiewicza pod Śródborowem, a ona mieszkała za parkiem”.

 W gimnazjum Krysia Chłond zaprzyjaźniła się na wiele lat z Żydówką Heleną Kokoszko. Lubiła przychodzić do domu Heleny. Zupełnie nie miało znaczenia dla Heleny i Krystyny, jaki światopogląd reprezentują ich rodzice. Po wielu latach tak będzie opowiadać o rodzicach Heleny: „...on był lekarzem. A żona to była w domu, miała matkę, która miała pensjonat w Otwocku. Ja nie pamiętam jej nazwiska, tej matki pani Kokoszkowej. Eisenschat zdaje się” Rodzinę Kokoszków ukryto w tartaku w Celestynowie. Pani Krystyna do nich jeździła. Przywoziła im żywność. Opowie potem: „W Celestynowie oni mieszkali. I ja tam do nich jeździłam i jak im coś było potrzebne, to im kupowałam i zawoziłam. Ja później tą małą zawiozłam do Warszawy. Tam do znajomych ich i ona tam się już ukrywała. A później po jakimś czasie ten doktór się przeniósł do Józefowa, zmienił nazwisko na Kłosowski i praktykował. Jakieś pieniądze od kogoś im zawoziłam. Także jakoś sobie dawali radę. Dlaczego to robiłam? Tak po prostu, z przyjaźni. Nie zastanawiałam się nawet dlaczego. Tylko robiłam”.

Krystyna Chłond fot: muzem POLIN

Podróż do Warszawy z małą Marią Kokoszko

Gdy kryjówka w Celestynowie stawała się coraz mniej bezpieczna, Kokoszkowie postanowili ratować małą Marię. Krystyna podjęła się pomocy w wywiezieniu Marii z Celestynowa. Znaleziono w miarę bezpieczne miejsce w Warszawie. Podróż pociągiem z Celestynowa z żydowskim dzieckiem do Warszawy nie była łatwa, gdyż pociągi były kontrolowane przez służby kolejowe i żandarmów niemieckich, rodzina Kokoszków była znana w Otwocku i ktoś mógł Marię rozpoznać. Należało wsiąść do pociągu tuż przed jego odjazdem, żeby zbyt długo nie siedzieć w wagonie przed wyruszeniem w podróż. Starać się nie zwracać na siebie uwagi pasażerów, gdyż wśród nich zdarzali się szmalcownicy chętni do doniesienia do służb kolejowych o jadącej w pociągu Żydówce, czasami też żądali pieniędzy i kosztowności za milczenie. W opowieściach uratowanych często powtarza się motyw: nawet jak się miało bardziej aryjski wygląd, nie znaczyło, że to dawało pewność przeżycia po stronie aryjskiej. Wystarczy gdy ktoś zadał pytanie – Jude? - gdy w oczach zapytanego pojawiał się ten strach, panika, która zdradzała pochodzenie. Maria była dzieckiem, nieszczęśliwym z powodu rozłąki z rodzicami, mogła zachować się nerwowo. Trudno jej było obiecać, że ta rozłąka będzie krótka. Na szczęście podróż odbyła się bez przygód. Maria często była odwiedzana przez Krystynę w Warszawie, która stała się tą nicią łączącą stęsknione za rodzicami dziecko a jej matką i ojcem. Wiele lat później to właśnie Maria zgłosiła Krystynę w Yad Vashem. 

Aresztowanie Krystyny

Opowieść Krystyny: „...w czasie okupacji to mnie Niemcy aresztowali. Bo ja miałam kolegę Żyda z gimnazjum, który się we mnie podkochiwał. I on mieszkał w Warszawie i przyjeżdżał do Otwocka i spotykaliśmy się. No i ktoś doniósł do Niemców, że ja chodzę z Żydem. No i mnie Niemcy aresztowali. Komendant Lipszer się nazywał, zdaje się. „Aber di adresse, aber di adresse!” – chciał dowiedzieć się o jego adres! A ja z nimi też rozmawiałam po niemiecku, bo akurat w gimnazjum  uczyłam się niemieckiego. To powiedziałam im, że nie znam adresu, bo on się bał, że ja mogę wydać w razie czego. Oni mnie aresztowali w dwa tygodnie po tym, jak ja się już z nim nie spotykałam, bo jakoś nie przychodził. To już wtedy się coś z nim stało. Możliwe, że w Warszawie już go zatrzymali Niemcy. Bo ja już później go nigdy nie widziałam. No więc trzymali mnie parę godzin, ale była wielka interwencja. Burmistrz dzwonił do nich, że mój ojciec jest takim świetnym pracownikiem i że szalenie go lubią i tak dalej. No i wreszcie mnie zwolnił po paru godzinach”. Uratowana rodzina to: Eugenia Kokoszko, Michał Kokoszko, Helena Kokoszko ur. około 1917 r., Maria Kokoszko ur. 1928 r.

Krystyna Dańko z domu Chłond fot: z muzeum POLIN

 

CZYTAJ TEŻ:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama