Gen. Andrej Markgrafski
Ten inteligentny wysokiej rangi urzędnik państwowy mówił językiem polskim, jak i własnym rosyjskim. Ponoć kiedyś przyjaźnił się z polską powieściopisarką Gabrielą Zapolską i dzięki niej poznał wielu Polaków, bywał w ich domach i poznał ich sposób myślenia i działania. W znanej sztuce pod tytułem „Tamten” Zapolska wykorzystała informacje wysłuchane od generała o zawikłanych śledztwach, o zdradach i denuncjowaniu niewinnych ludzi, jeśli stawali się niewygodni lub byli przeszkodą na drodze np. romansów i zdrad. To był dla pisarki świetny materiał budowania fabuły powieści. Analizując tę przyjaźń, powinno paść pytanie: Czy Zapolska była rosyjskim szpiegiem? Pewnie już nikt tego nie ustali. Ponoć, gdy Markgrafski był jeszcze rotmistrzem w żandarmerii, pisarka dzięki jego informacjom uratowała wielu polskich bojowników, studentów aresztowanych i więzionych przez zaborcę. Przyjaźń ta skutkowała tym, że Gabriela miała wstęp do biur guberni i możliwość łatwego kontaktu z rosyjskimi urzędnikami. Markgrafski szybko awansował i znajomość z Gabrielą przestała mieć znaczenie. Plotkowano, że Rosjanin wkrótce zajmie miejsce mało decyzyjnego generał-gubernatora warszawskiego Gieorgija Skałona. Szeptano, że Markgrafski już w 1905 r. miał na Skałona duży wpływ. Jeśli połączymy tę informację z tą, że właśnie w tym roku wprowadzono na terenie Kraju Nadwiślańskiego stan wojenny i bez wyroku sądu można było nakazywać karę śmierci dla rewolucjonistów, to mamy obraz sytuacji, w jakiej znalazło się społeczeństwo polskie. To tłumaczy też decyzję władz bojowych PPS, że na Markgrafskiego wydano wyrok śmierci. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż okrutny okupant rozumiejący duszę ciemiężonych.
Rezydencja Markgrafskiego w Otwocku
Ktoś mógłby zapytać, dlaczego mający tak wysoką rangę urzędnik nie zamieszkał w Warszawie, gdzie urzędował, tu byłby bezpieczny, tu łatwiej można było go chronić. Dlaczego wyprowadził się na prowincję? Tę decyzję uzasadnia następująca historia: Markgrafski zakochał się w aktorce z kabaretu. Był już wtedy żonaty. Wystąpił o rozwód, ale żona pochodząca z arystokratycznej rodziny petersburskiej nie zgodziła się na rozwód. Wybuch skandal, który mógł wpłynąć negatywnie na karierę Andreja, ale na szczęście dla niego skończyło się na niczym. Był oceniany przez cara jako człowiek przydatny dla reżimu. Najwidoczniej poradzono mu, aby nie afiszował się po Warszawie z konkubiną i nieślubnymi dziećmi. Mieszkanie w Warszawie wymagało od urzędnika bywania w towarzystwie, lepiej było zejść z oczu np. podwładnym.
Tymczasem Otwock stawał się modnym uzdrowiskiem, doceniano jego klimat sosnowego lasu jako wyjątkowo zdrowy, szczególnie dla ludzi chorujących na płuca, ale nie tylko. Na południu miasteczka powstała dzielnica, w której budowali domy bogaci Rosjanie, to był pewnie powód, że rodzina generała wybrała Otwock. Rosjanie budowali wille o ciekawej architekturze, małe pałacyki wśród zieleni ogrodów były azylem dla warszawskich bogaczy. Jedni mieszkali tu wakacyjnie inni na stałe. Generał miał prawdopodobnie dwie wille. Uważny obserwator interesujący się generałem łatwo dostrzegł, że cykl dnia urzędnika był stały. Po skończonej pracy Markgrafski udawał się na warszawski dworzec, gdzie podstawiano dla niego salonkę, którą doczepiano do składu pociągu jadącego do Otwocka. Około 16.00 Markgrafski w otoczeniu kilku chroniących go żandarmów wysiadał na stacji w Otwocku. Tu czekała na niego żona i dzieci. W towarzystwie ochrony idącej pieszo obok powozu i woźnicy siedzącym na koźle bryczki Markgrafscy jechali do swojej rezydencji. Czasami na koźle bryczki siadał syn generała i powoził bryczką, zdarzało się, że jechali bardzo szybko, najwidoczniej pozwalano chłopcu na energiczną jazdę. Na ogół bryczka wlokła się po piaszczystej drodze. Ten fakt będzie miał znaczenie 2 sierpnia 1906 r.
Zamach
3 sierpnia 1906 roku w gazecie „Słowo” ukazała się informacja:
„Zamordowanie gen. Markgrafskiego. Pomocnik generał-gubernatora warszawskiego w zarządzie policyjnym, gen.-major Andrzej Markgrafski wyjechał wczoraj po południu do Otwocka, gdzie rodzina jego bawi na letnim mieszkaniu. Po przybyciu na miejsce wsiadł w towarzystwie żony oraz 3-letniej córeczki i 6-letniego syna do oczekującego go powozu, który zawieźć go miał do odległej o półtorej wiorsty od stacji własnej willi. Po drodze napadło na jadących 10 nieznanych ludzi, którzy strzałem rewolwerowym na bliską odległość położyli gen. Markgrafskiego trupem na miejscu. Równocześnie zraniony został śmiertelnie 6-letni synek generała, który zmarł wkrótce po przywiezieniu go do willi. Generałowa Markgrafska i 3 -letnia córka wyszły bez szwanku. Raniony woźnica spadł z kozła, podniósł się jednak szybko i dogonił spłoszone wystrzałem konie. Niebawem udali się do Otwocka pociągiem spacerowym przedstawiciele władzy żandarmskiej i prokuratury; tymże pociągiem wyjechała także kompania piechoty, w celu dokonania obławy na zbiegłych sprawców zamachu. Generał Markgrafski liczył lat około 60; przez długi czas był naczelnikiem kancelarii pomocnika generał gubernatora w wydziale policyjnym, a w końcu ubiegłego roku mianowany został pomocnikiem generał-gubernatora.....”
Wśród zamachowców w Otwocku był Tomasz Arciszewski, późniejszy uczestnik słynnej akcji pod Bezdanami, przeprowadzonej przez grupę bojowców Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej. Akcja pod Bezdanami była dowodzona przez Józefa Piłsudskiego. Tomasz Arciszewski w latach 1944 1947 był premierem Rządu RP na Uchodźstwie. CDN (druga część już 9 czerwca)
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze