Historia pozaziemskiego znaleziska ma swój początek w wakacje. – Rankiem, 15 lipca 2021 roku trzy kamery Czeskiej Sieci Bolidowej zarejestrowały przelot bolidu tak jasnego, że widać go było doskonale, mimo zbliżającego się wschodu Słońca – wyjaśnia Narodowe Centrum Badań Jądrowych w Otwocku-Świerku. I tłumaczy, że na podstawie trajektorii lotu obserwatorzy z Czech doszli do wniosku, że na terytorium Polski mógł spaść meteoryt lub jego fragmenty. Na miejscu błyskawicznie pojawiły się indywidualne grupy poszukiwawcze, które w sierpniu na jednej z polnych dróg w okolicy miejscowości Antonin w powiecie ostrowskim trafili na ślad kosmicznego kamienia. Poszukiwacze byli podekscytowani znaleziskiem. – Kamień o wadze 350 g był pokryty wyraźną skorupą obtopieniową. Aby zweryfikować związek znaleziska z zaobserwowanym bolidem, konieczne były specjalistyczne badania radioizotopowe – wyjaśnia Narodowe Centrum Badań Jądrowych w Świerku. Takie badania można było przeprowadzić właśnie w centrum badań w Świerku. Dlatego kosmiczne znalezisko przetransportowano do laboratorium w narodowym centrum.
Kosmiczny lot pomiędzy Wenus a Marsem
– To pierwszy przypadek, gdy w Polsce udało się znaleźć meteoryt na podstawie materiałów wideo zarejestrowanych przez kamery sieci bolidowych. Mamy ogromną satysfakcję, że nasze doświadczenie i aparatura pomiarowa pomogły w potwierdzeniu jego kosmicznego pochodzenia oraz przypisaniu go do konkretnego zjawiska bolidowego – wyjaśnia Zbigniew Tymiński z Ośrodka Radioizotopów POLATOM w NCBJ w Świerku, jeden z koordynatorów Polskiej Sieci Bolidowej i współautor artykułu opublikowanego na łamach czasopisma „Meteoritics & Planetary Science”.
NCBJ w Świerku wyjaśnia: – Obliczenia czeskich badaczy wskazywały, że sfilmowany meteoroid poruszał się po rzadko spotykanej orbicie eliptycznej mieszczącej się między Wenus a Marsem. W ziemską atmosferę wszedł nad Polską, około 130 km od granicy z Czechami. Najwcześniej zauważono go na wysokości 74 km. Poruszał się wtedy z prędkością niemal 18 km/s – tłumaczy Zbigniew Tymiński z NCBJ w Świerku. – Podczas hamowania, tak gwałtownie kompresował przed sobą powietrze, że rozgrzało się ono do temperatury kilku tysięcy stopni. Utworzona plazma zaczęła odparowywać powierzchnię obiektu i ją topić. Do fragmentacji doszło na wysokości około 40 km. Cały ślad pozostawiony na niebie miał długość 62 km i urywał się na wysokości 23 km, gdy prędkość meteoroidu zmalała do 13 km/s – podkreślają naukowcy z narodowego centrum badań w Otwocku.
Unikatowy wanad na pozaziemskim okazie
Naukowcy z NCBJ w Świerku tłumaczą, że w późniejszej, ciemnej fazie spadku na ruch meteoroidu bądź jego odłamków miały wpływ wiatry. – Ich struktura zazwyczaj nie jest precyzyjnie znana. Miejsce lub kilka miejsc upadku można więc wskazywać tylko z pewnym przybliżeniem, a to opóźnia proces odnajdywania pozaziemskich fragmentów – zaznaczają naukowcy. I podkreślają, że w badaniach „świeżych” meteorytów kluczową rolę odgrywa czas. – Meteoroidy to małe ciała niebieskie poruszające się w przestrzeni kosmicznej, gdzie są ustawicznie poddawane ostrzałowi przez wysokoenergetyczne cząstki promieniowania, głównie protony pochodzenia galaktycznego. Oddziaływania te prowadzą m.in. do produkcji niestabilnych jąder atomowych i ich późniejszego rozpadu – wyjaśnia Zbigniew Tymiński. Gdy meteoroid wyląduje na naszej planecie i stanie się meteorytem, znajdująca się nad nim gruba warstwa atmosfery, chroni go przed promieniowaniem kosmicznym, ale krótkożyciowe radionuklidy zaczynają szybko zanikać. Ich wykrycie jest więc mocnym dowodem, że badany obiekt jeszcze niedawno przebywał poza ziemską atmosferą. – W przypadku meteorytu z Antonina mieliśmy dużo szczęścia, bo okazał się kompletnym okazem i mogliśmy go umieścić na naszym wysokorozdzielczym detektorze promieniowania gamma po zaledwie trzech tygodniach od lądowania na Ziemi. Otrzymane wyniki pozwoliły jednoznacznie powiązać badany okaz ze spadkiem zaobserwowanym przez Czeską Sieć Bolidową – potwierdza dr Agnieszka Burakowska z laboratorium w Świerku.
(Nie) zwyczajny meteoryt
Podczas badań okazało się, że pod względem składu chemicznego meteoryt z Antonina to tzw. chondryt zwyczajny, czyli pospolity meteoryt kamienny. – Tym, co czyni go obiektem unikatowym, jest ilość danych zgromadzonych na jego temat – wyjaśniają naukowcy z narodowego centrum badawczego. I podkreślają, że działalność wszystkich stacji bolidowych na świecie pozwoliła dotychczas wyznaczyć orbity dla zaledwie 46 meteorytów, z których przebadano tylko nieliczne „kosmiczne ciała” pod kątem obecności krótkożyciowych radionuklidów kosmogenicznych. – W przypadku meteorytu z Antonina udało się poznać jego nietypową orbitę, zarejestrować przebieg spadku i odnaleźć fragment, którego kosmiczne pochodzenie potwierdzono w laboratoriach w Świerku – zaznacza Narodowe Centrum Badań Jądrowych.
Napisz komentarz
Komentarze