Reklama

Zofiówka, rok 1938

Szpitale i sanatoria dla psychicznie i nerwowo chorych zawsze budziły zainteresowanie, ale też niepokój kogoś, kto obserwował te miejsca tylko zza murów i nigdy nie przekroczył progów tego tajemniczego świata.
Zofiówka, rok 1938
Zofiówka fot: Wikipedia

Tajemniczego, bo przez całe wieki badania nad ludzkim mózgiem nie dawały aż takich jednoznacznych wyników, aby można było chorych cierpiących na choroby umysłowe „przywracać” do świata przyjętych norm i wskazań medycznych.

To sanatorium, o którym chcę napisać, zyskało sławę szczególną, mroczną, bo to, co się wydarzyło w Otwocku 19 sierpnia 1942 r., przekracza wyobrażenia o tym, co człowiek, człowiekowi potrafi zgotować. Cofnijmy się do roku 1938, gdy zakład funkcjonował zaplanowanym trybem. Dzięki relacji dziennikarskiej mamy szansę na zajrzenie za szpitalny mur. 

Wchodzimy do tajemniczego świata

 Sanatorium „Zofiówka” powstało w 1907 r., a jego oficjalne otwarcie przypadło na rok 1908, było przeznaczone dla ubogich, żydowskich pacjentów. Z tego wynika, że sanatorium istniało już ponad 30 lat, gdy nastąpiły w nim tragiczne zdarzenia. Byłam ciekawa, jakimi metodami leczono tu chorych na choroby psychiczne i nerwowe przed II wojną światową. Czy uzyskiwano planowane rezultaty leczenia? W 1938 roku jesienią otwockie sanatorium odwiedził dziennikarz, któremu pokazano szpital i udzielono dość wyczerpujących informacji. Dziennikarz, niestety nie znam jego nazwiska, bo nie podpisał się nim, tak zaczyna opis swojej wizytacji:

„Przy ulicy Kochanowskiego w Otwocku, w ten pogodny dzień jesienny zalany słońcem i spowity ciszą, za szarym murem mieści się słynny za granicami kraju zakład dla psychicznie chorych o nazwie „Zofiówka". Szeroka aleja biegnąca wśród kwietnych klombów, obramiona szpalerami rozłożystych drzew, w które obfituje obszerny teren posesji, prowadzi do pawilonów. Wchodzę do kancelarii, by zasięgnąć paru informacyj u doktora Izaka Frydmana, który w nieobecności doktora G. Bychowskiego zastępuje dyrektora „Zofiówki" doktora Frostiga, obecnie bawiącego w Ameryce. „Zofiówka" mieści 370 chorych (rekrutujących się przeważnie z biedoty żydowskiej), zatrudnia dziesięcioosobowy personel lekarski, 11 sióstr i około 120 pielęgniarzy i pielęgniarek; dział gospodarczy z kierownikiem p. Singerem na czele liczy około 20 pracowników. Zakład, którego budżet przekracza pół miliona zł, jest całkowicie samowystarczalny”. W 1938 roku zakład był w doskonałej kondycji finansowej, jak twierdzi dziennikarz. Posiadał własny ogród warzywny, 7 krów w zadbanej oborze, a także liczne ptactwo w kurnikach. Należy tu wspomnieć, że jednym ze sposobów leczenia w otwockim sanatorium było mobilizowanie chorych do pracy, przydzielanie im  opieki nad zwierzętami i ogrodem. Dziennikarz pisze: „Oglądam racjonalnie zorganizowane laboratorium, liczne gabinety, pokoje przyjęć, sale przeznaczone dla obłożnie chorych, pokoje pracy pacjentów „Zofiówki" itd. Wchodzimy do kuchni, gdzie poza pracownikami działu gospodarczego zajęci są także mający się lepiej chorzy i chore.”

Notatka z 1925 r., gdy zakład był jeszcze na ul. Wólczańskiej fot: zbiory ms

– Jakie nowe metody lecznicze stosowane są obecnie w „Zofiówce” ? – pytam. Fakt, że zakład w 70 proc. zapełniają schizofrenicy, wyznacza kierunek stosowanego tutaj leczenia. Od r. 1936, w dwa lata po wynalezieniu tej metody, dokonuje się w „Zofiówce” zabiegu insulinowego, dającego w przypadkach świeżych zachorowań 73 proc. popraw całkowitych, w zachorowaniach zaś dawniejszych 30 proc. Śmiertelność spowodowana zastrzykami insulinowymi jest na terenie zakładu nieznaczna, stanowi bowiem tylko 1 proc. liczby poddanych tej kuracji. Przy tych słowach wchodzimy na salę oddziału insulinowego, gdzie w szerokich łóżkach spoczywają pogrążeni w stanie komy pacjenci, następującej niebawem po dokonaniu zabiegu. Wpół otwarte usta, chrapliwe oddechy, czyjaś dłoń rozcapierzona unosząca się nad kołdrą... Między łóżkami snują się, doglądając uśpionych lekarze i sanitariusze, czujni i czynni. Drugi stosowany ostatnio u nas środek – ciągnie dr Frydman stanowi kardiazol używany do leczenia w stanach osłupienia, który okazał się skutecznym również wobec paru przypadków histerii” . Tu na chwilę przerwę relację dziennikarską z Otwocka w 1938 r. aby przytoczyć opinię lekarzy XXI w. dotyczących tej metody: W annałach leczenia psychiatrycznego pojawienie się terapii kardiazolem zostało jedynie przelotnie wspomniane jako krok do rozwoju terapii elektrowstrząsowej. W 1930 roku była to najszerzej stosowana metoda np. w szpitalach angielskich i dawano jej pierwszeństwo przed skomplikowaną i niebezpieczną procedurą śpiączki insulinowej. Wracamy do sanatorium otwockiego:”...stawiamy się na salę kobiecą oddziału kardiazolowego, gdzie będę obecny przy dokonywaniu zabiegu. Na dany przez lekarza dyżurnego znak prowadzona pod ręce przez dwie pielęgniarki wchodzi chora, niespokojnym wzrokiem zaszczutego zwierzątka rozglądając się dokoła. Po chwili przytrzymywana przez pielęgniarki leży już na łóżku, wpatrzona w dokonującego zabiegu lekarza. Badanie serca, ciśnienia krwi i dożylne wkłucie szprycą z kardiazolem. Wszyscy usuwają się. Chora zdradza coraz większy niepokój, poczyna bełkotać, wydaje krzyk i milknie raptownie. Wstrząsana drgawkami miota się na łóżku, nogi jej się kurczą, palce rąk splatają, pod drżącymi powiekami pierzchają źrenice, tampon z waty śpiesznie wsunięty między zęby zapobiega uduszeniu.  Rozpoczyna się straszliwe, jak w agonii, rzężenie.

– Zabieg kardiazolu czyniący na laiku tak ciężkie wrażenie – mówi dr Frydman wyprowadzając mnie z sali – chorzy znoszą na ogół dość dobrze. Stosowany na chorych z „Zofiówki" od roku, nie spowodował jeszcze żadnego śmiertelnego wypadku. W 20 minut po zastrzyku mija zamroczenie i chory po kilku godzinnym odpoczynku udaje się na spacer ”.

 Trzecim wreszcie środkiem stosowanym na terenie zakładu otwockiego był błękit metylenowy, któremu to zabiegowi poddawano ponoć wyłącznie chorych w stanach osłupienia. Nie wiemy, w jakich dawkach był podawany BM, dziś stosuje się go do np. poprawy pamięci.

Gmach magistratu uzdrowiska w Otwocku fot: z publikacji „Uzdrowisko Otwock”

Otwocki klimat

Doniosły wpływ na chorych miał klimat otwocki. Udzielający wywiadu doktor Frydman twierdził, że wśród chorych znajdujących się w sanatorium większość to osoby chore na gruźlicę. Może dlatego na posiedzeniach „Towarzystwa Psychiatrycznego” rozważano, aby „Zofiówkę” przystosować tylko dla schizofreników chorych na gruźlicę.

Tak kończy swoją relację z Otwocka dziennikarz: „Pożegnawszy rozmówcę, rzuciłem raz jeszcze okiem na zalany słońcem  teren „Zofiówki", gdzie pojedynczo i grupami snuli się pracownicy i pacjenci, a wrażenie życia tutaj tętniącego nasuwa wyobraźni porównanie z mrowiskiem, w którym intensywność podejmowanego nieustannie trudu harmonizuje doskonale z jego celowością« . Artykuł ukazał się w dzienniku „Nasz Przegląd” w 1938 r.  cdn.

Otwock al. Kościuszki w 1925 r. fot: z publikacji „Uzdrowisko Otwock”

 

CZYTAJ TAKŻE:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama