Reklama

Historia bernardyna z Celestynowa obiegła internet. Jakie były losy Lokiego?

Historia bernardyna z Celestynowa obiegła cały internet i mocno poruszyła ludzi. Po ciężkich przeżyciach, przyszła pora na szczęśliwy finał.
Historia bernardyna z Celestynowa obiegła internet. Jakie były losy Lokiego?

Źródło: Facebook/edek szuka domów

Loki to okazały bernardyn, odłowiony przez schronisko w Celestynowie w listopadzie zeszłego roku podczas błąkania się psa po terenie gminy Jasieniec (woj. mazowieckie). Jak zaznacza Magdalena Budzyńska z działu adopcji Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Celestynowie – pies mógł przebyć ogromną liczbę kilometrów i wszystko wskazuje na to, że tak właśnie było. 

- Kontaktowaliśmy się ze schroniskami w najbliższym otoczeniu, żadne nie kojarzyło Lokiego. Nikt się też po niego nie zgłosił – mówi pracowniczka działu adopcji. 

Po trafieniu do schroniska, pies został poddany 15-dniowej obserwacji, podczas której nie zauważono u niego żadnych symptomów agresji, Loki nie wyglądał też na psa po traumatycznych przejściach. Od pierwszych chwil był bardzo kontaktowy i przyjazny. Jego maniery, takie, jak podawanie łapy świadczyły o tym, że miał wcześniej swój dom. Nie wiadomo jednak czy z niego uciekł, czy może został porzucony. Jego wiek oceniono na ok. 3 lata.

Nadzieja na lepsze życie

Po okresie kwarantanny schronisko udostępniło w mediach społecznościowych opis Lokiego wraz ze zdjęciem. Zaznaczono w nim, że poszukiwana jest rodzina, która mieszka w bloku. Dom z ogrodem stwarza ryzyko ucieczki psa, ponieważ ten jest w stanie przeskoczyć nawet dwumetrowy płot. Na skrzynkę pocztową działu adopcji spłynęło bardzo dużo zgłoszeń, a wśród nich ankieta rodziny z trójką dzieci, pochodzącej z Podkarpacia. Mieszkanie w bloku, miejsce w którym były już zwierzęta, gotowość do przyjęcia dużego psa – wszystko wydawało się być klarowne i świetnie wpasowujące się w potrzeby Lokiego. Rodzina została więc zaproszona na zapoznanie z psem. 

- Ci ludzie spędzili u nas 5 godzin. Odbyli długi spacer z Lokim i bardzo szczegółową rozmowę z nami. Jak w każdym innym przypadku, dopytywaliśmy o ewentualne wątpliwości odnośnie adopcji, o gotowość na ten krok, nie owijaliśmy w bawełnę. Rodzina była mocno zaangażowana i zdecydowana. Podjęliśmy decyzję o pozytywnym rozpatrzeniu adopcji. Zapakowaliśmy psa do samochodu i państwo wyruszyli w drogę – relacjonuje Magdalena Budzyńska. Podczas tej wycieczki, pracownik schroniska kontaktował się z rodziną telefonicznie – pies miał się dobrze, a entuzjazm rodziny nie malał. Nic nie zapowiadało tego, co miało się wkrótce wydarzyć. 

Po 6 godzinach drogi, kiedy Loki razem ze swoją adopcyjną rodziną dotarł do domu na południu Polski, pani Magdalena dostała telefon. Dowiedziała się wówczas, że wbrew wcześniejszym deklaracjom, państwo nie podołają wyzwaniu życia z bernardynem. Jak wynikało z rozmowy, nic ich wówczas nie zaskoczyło, Loki był spokojny i przyjazny jak zawsze. Tym bardziej pracowniczka schroniska nie była w stanie pojąć tak nagłego zwrotu akcji. 

- Nie miałam zamiaru przekonywać tych ludzi do zmiany decyzji. Poprosiłam o przywiezienie psa z powrotem do schroniska – tłumaczy.

Pies został przywieziony następnego dnia o 6 rano. Odbył spacer, który miał mu pomóc w odstresowaniu. Był osowiały i nie cieszył się z przechadzki tak, jak zwykle to robił. Wrócił do swojej budy. 

Nowa szansa na prawdziwy dom

Zaraz po opublikowaniu tej smutnej historii bernardyna w sieci, do schroniska spłynęły 3 ankiety preadopcyjne. Tylko jedna z nich była od osoby mającej mieszkanie w bloku, a tą osobą był pan Dominik z Poznania. Informacje zawarte w ankiecie wskazywały na jego spore doświadczenie z czworonogami i szczerą chęć przyjęcia Lokiego pod swój dach. Nie było żadnych przeciwskazań do zaproszenia pana Dominika na rozmowę i zapoznania z psem. 

- Od pierwszego momentu dało się wyczuć wielkie serce do zwierząt i chemię między chłopakami. Rozmowa przebiegła bez najmniejszych zastrzeżeń. Pan Dominik okazał się bardzo świadomym miłośnikiem psów – relacjonuje pracowniczka schroniska. 

Historia bernardyna ma swój szczęśliwy finał. Loki żyje teraz w Poznaniu, w szczęśliwym miejscu, otoczony ludzką serdecznością. Szkoda jednak, że musiał wcześniej tyle przejść, zanim spotkało go coś dobrego. W rozmowie z nami, pracowniczka działu adopcji podkreśliła, że jeszcze nigdy podczas swojej pracy w schronisku, a pracuje tam od przeszło 10 lat, nie miała do czynienia z tak kuriozalną sytuacją, jak ta, kiedy po przejściu całego zawiłego procesu adopcji, rodzina adopcyjna bez podania racjonalnych argumentów decyduje się zwrócić psa. Szczęście w nieszczęściu, że Loki nie zdążył zagrzać miejsca w nowym domu i uniknął większej traumy. 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Barbara 20.02.2023 20:57
Jest Pan wspaniałym człowiekiem

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Reklama
Reklama
Reklama