Reklama

Podróż do Rudki, czyli o tym, gdzie leczono choroby piersiowe

Podróż w czasie do sanatorium w Rudce tramwajem konnym. O czym pisała ciotka Mirka w odkrydce, czyli rzecz o tęsknocie. Rozrywki sanatoryjne w miejscu, gdzie leczono choroby piersiowe.
Podróż do Rudki, czyli o tym, gdzie leczono choroby piersiowe
Budynek sanatoryjny w Rudce fot: Polona

Koniec kwietnia i początek maja to czas w przyrodzie tak piękny, tak zachęcający do podróży, że i ja nie oparłam się tej inspirującej sile chęci wędrowania. Rozpoczynam od spakowania w niewielką torbę podróżną kilku rzeczy, wyjeżdżam w plener, na majówkę. Nie będę ukrywać, że wybiorę na cel podróży miejsca, z którymi wiążą mnie opowieści mojej babki Róży i mamy Krystyny. Całe moje dzieciństwo w podwarszawskim Piasecznie słuchałam opowieści o Karczewie, Mrozach, Rudce, Kałuszynie i Witach, opowieści przepojonych nostalgią do tutejszej przyrody i chęcią powrotu w miejsca dla obu kobiet szczególnie bliskie sercu. Wydawałoby się, że jest to obszar mało ciekawy turystycznie i dla historyka w ogóle nieatrakcyjny, ale po bliższej analizie okazało się zupełnie co innego. Oto moja podróż w czasie i przestrzeni. Pojawią się w niej  ludzie, którzy tu kiedyś żyli i budowali obiekty niezwykłe. Obiekty nowoczesne, które przetrwały wojny i trudne czasy nacjonalizacji. A będzie to podróż nieodległa i bez przewodnika. Na początek jadę do Rudki Sanatoryjnej, w 1908 roku wysiadłabym na stacji Mrozy   i wsiadłabym do tramwaju konnego, specjalnie uruchomionego dla pacjentów, żeby nie trudzili się pieszą wędrówką z walizkami. Okolica niezwykle urokliwa, dziś rezerwat przyrody z dębem szypułkowym, nieliczną już jodłą.

Wycinek mapy przedstawiający szlak od Witów przez Kałuszyn, Mrozy i Rudkę. Czarna kreska wskazuje trasę tramwaju konnego.

 Wybudowano tu w pięknym zespole leśnym sanatorium. Na obszarze należącym kiedyś do księcia Stanisława Lubomirskiego, gdzie suchy klimat i olejki eteryczne z drzew iglastych były zbawienne dla chorych na płuca. Inicjatorem stworzenia obiektu leczniczego był dr Teodor Dunin, znany warszawski lekarz. W 1899 r. inicjatywa budowy uzyskała pełne poparcie władz  i w 1902 r. na gruntach ofiarowanych przez księcia Lubomirskiego przystąpiono do budowy. Uroczyste otwarcie pierwszego skrzydła sanatorium odbyło się 29.11.1908 r. Imponujący budynek, piszą o nim nawet gmaszysko, przetrwał ponad 100 lat i można go dziś zobaczyć. Zacznę opowieść od roku 1919 od pocztówki, zwanej kiedyś odkrytką, czyli prostokątną kartką, której nie wkładano w kopertę, we właściwym miejscu nalepiano znaczek, pisano krótką treść i wrzucano do skrzynki pocztowej. Bardzo mnie treść tej widokówki zaciekawiła. No i to ładne zdjęcie na awersie, i zachowany na niej znaczek z orłem w koronie na rewersie, czyli gratka dla filatelistów. 

Pocztówka z 1919 roku

 Niby zwykła pocztówka z widokiem na obszerny gmach sanatoryjny, a na odwrocie tekst nieco już wyblakły, niby banalny, a jednak po przeczytaniu pozostaje w świadomości czytającego nuta tęsknoty, jaką każdy pacjent oddalony od rodziny nosi w sobie. Oto tekst: „Rudka 14 marca 1919 r. Kochany Tadziku! Dawno zbierałam się, aby napisać do was mój drogi chłopaczku i podziękować tobie i nam za miłe liściki. Otóż pa, pa mój drogi dzieciaku. Pisał mi Jerzy, że otrzymał cenzurkę podobno nie najgorszą. Sądzę, że i Ty prawdopodobnie złej nie przyniosłeś. Chciałabym już w jednej chwili być razem z Wami, cieszyć się tak jak Wy – pewnie czasami z niczego radzi jesteście. Całuje Cię mocno ciotka Mirka”. I gdy odwrócimy kartkę, to nad adresem przeczytamy dopisek, że nad oknem na awersie pocztówki Mirka postawiła niewielki krzyżyk, żeby było wiadomo, w którym pokoju mieszka. Adres „drogiego chłopaczka” to Warszawa – Praga ul. Kościelna 12. dla pana Tadeusza – nazwisko nieczytelne. Odnajduję, patrząc na widokówkę, w oknie obszernego budynku maleńki, skromny krzyżyk napisany wiecznym piórem. Minęło od napisania tej pocztówki ponad sto lat. Jakie były dalsze losy ciotki Mirki, Jerzego i Tadeusza nie wiemy. Zachowała się mała pocztówka a w niej jakże wielkie uczucie tęsknoty za rodziną. Pobyt w sanatorium daje sprzeczne uczucia – radość z możliwości leczenia, opieki fachowej, ale też daje uczucie tęsknoty, to najgorsze uczucie z wszystkich uczuć człowieczych. Najwidoczniej lekarze w sanatorium w Rudce znali to uczucie, starali się wypełnić czas pacjentom i  zapewniali rozrywkę w postaci: biblioteki, gier towarzyskich w świetlicy, fortepianu, gramofonu, radia z głośnikiem też w świetlicy. Dostępne były słuchawki przy każdym łóżku i przy leżakach w leżakowni, był też aparat kinematograficzny. O wyżywieniu, które zawsze jest ważne, bo pory posiłków to wspólne spotkania o wyznaczonej godzinie, przeczytamy, że było obfite w ilość i nieograniczone porcjami. Dieta indywidualna według wskazań lekarza.

 Rewers pocztówki wysłanej przez pacjentkę z sanatorium w Rudce fot: Polona

 

Rudka Sanatoryjna w 1934

Z reklamy sanatorium w Rudce z 1934 r. dowiemy  się tak ciekawych i szczegółowych informacji, że aż warto je przedstawić, bo świadczą o tym, jak doskonałym był ten ośrodek leczniczy przed wojną i jak wiele z pracy nad Rudką dr. Teodora Dunina pozostało. W 1932 r. przewodniczącym komitetu sanatoryjnego był Emil Gerlach ze znanej rodziny przemysłowców, który w czasie budowy sanatorium pomógł zgromadzić 80 tys. rubli. Gerlach właściciel firmy, która wytwarzała np. narzędzia chirurgiczne i geodezyjne. Funkcję dyrektora pełnił dr Tadeusz Rechniowski.

 Sanatorium posiadało wówczas 118 łóżek dla chorych rozmieszczonych w 24 pokojach o dwóch łóżkach i 70 pokojach o jednym łóżku. Wszystkie pokoje od strony południowej. Takie rozmieszczenie chorych w niewielkich pokojach nie zdarza się nawet dziś w dobie zdobywania kosmosu i smartfonów. Nadto Sanatorium posiadało oddział izolacyjny o 4 łóżkach i 3 pokoje zapasowe na 2 łóżka każdy, przeznaczone dla chorych na wypadek zapełnienia sanatorium. Sanatorium nie było podzielone na klasy. Posiadało do użytku własne laboratorium analityczne i bakteriologiczne, aptekę, gabinet chirurgiczny i dentystyczny, lampę kwarcową, aparat Roentgena. Odbywało się tu codzienne leżakownie zimowe i letnie, było wyposażone w urządzenie do kąpieli słonecznych oraz niezbędne urządzenia higieniczno-sanitarne, jak: pralnię mechaniczną, kamerę dezynfekcyjną, filtr biologiczny dla ścieków kanalizacyjnych, wanny, maszynę do zmywania i wyjaławiania naczyń itp. Majątek sanatorium składał się z nieruchomości, czyli z parceli leśnej, obszaru około 10 ha, stanowiącej własność hipoteczną Warszawskiego Towarzystwa Higienicznego i parceli leśnej około 42 ha stanowiącej własność hipoteczną sanatorium wraz z zabudowaniami i urządzeniami sanatoryjnymi. Cdn

Reklama sanatorium z 1934 r. fot: zbiory ms

 

Czytaj też:


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama