Sezon rowerowy w pełni, więc rowerzystów pełno, nie tylko na ścieżkach rowerowych, ale również w pociągach.
Nie brakuje sytuacji konfliktowych pomiędzy pasażerami-rowerzystami, a pozostałymi podróżnymi. Zwykle mają miejsce w godzinach szczytu przewozowego.
Przykłady? Proszę bardzo.
Pasażer z rowerem wsiada do ostatniego przedsionka składu w pociągu Kolei Mazowieckich. Pasażer bez roweru wypędza cyklistę do miejsca przeznaczonego do przewozu rowerów. Ma do tego prawo czy nie? Albo pasażer-rowerzysta wsiada na siłę do ostatniego przedsionka opóźnionego pociągu Kolei Mazowieckich. W środku może zmieściłby się sam pasażer, ale z rowerem? Opóźnienie pociągu rośnie, ponieważ obsługa pociągu nie może zamknąć drzwi ze względu na … rower.
Co w tej sytuacji zrobić?
Warszawska Kolej Dojazdowa ze względu na liczne interwencje pasażerów, na czas prowadzonych prac remontowych na linii WKD wprowadziła zakaz przewozu rowerów w dni robocze w godzinach szczytu przewozowego, tj. od 6.00 do 8.00 i od 15.00 do 18.00. Na dodatek przewoźnik zauważa, że jeden rower to czterech pasażerów mniej w pociągu, a rowery i hulajnogi w przejściach stały się codziennością.
Z odpowiedzi udzielonej „Otwockiemu Przeglądowi Regionalnemu” przez rzeczniczkę prasową Kolei Mazowieckich Donatę Nowakowską nie wynika, żeby na podobne działanie zdecydował się ten operator. Koleje Mazowieckie stwierdzają, że rowery można przewozić w miejscach do tego przeznaczonych oraz w pierwszym lub ostatnim przedsionku składu. Tak więc podróżny wyrzucający podróżnego-cyklistę do miejsca, gdzie są wieszaki na rowery nie ma racji. Ale – jak dodaje D. Nowakowska „przewożony rower nie może zagrażać bezpieczeństwu i porządkowi w transporcie ani utrudniać przejazdu innym podróżnym. Jeżeli przewóz roweru zagraża bezpieczeństwu i porządkowi w transporcie, obsługa pociągu może nie dopuścić podróżnego do przewozu”.
Tak więc nie zanosi się na to, aby konflikt między pasażerami-cyklistami, a pozostałymi podróżnymi szybko się zakończył. Czasami przypomina to słynne „Pan tu nie stał” z komedii Stanisława Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.
A więc może receptą jest odrobina humoru?
Napisz komentarz
Komentarze